Bardzo mocnym akcentem zakończył się tegoroczny II Tydzień Apostazji. Janusz Palikot, lider Ruchu Palikota, ogłosił publicznie, że występuje z Kościoła katolickiego. Uczynił to przyklejając swój akt apostazji na drzwiach Bazyliki Franciszkanów w Krakowie. W ten symboliczny sposób nawiązał do gestu Marcina Lutra, który zawiesił swoją deklarację na drzwiach kościoła w Wittenberdze. Janusz Palikot stwierdził, że występuje z Kościoła w geście sprzeciwu wobec takiego Kościoła, jakim jest on dzisiaj.
Po tym wydarzeniu pojawiła się w mediach cała masa komentarzy - zarówno pozytywnych jak i krytycznych. W komentarzach krytycznych zarzuca się liderowi Ruchu Palikota, że gest, który wykonał jest zbyt teatralny, wykonany pod publiczkę, mający na celu wyłącznie zebranie punktów politycznych. Owszem - jest on teatralny. Człowiek chcący wystąpić z Kościoła powinien zrobić to bez zbytniego nagłaśniania sprawy, gdyż wiara jest rzeczą prywatną - to się zgadza. Komentatorzy, którzy wygłaszają takie opinie nie zauważają jednak jednej zasadniczej sprawy. Akt wystąpienia z Kościoła, którego dokonał J. Palikot oprócz wymiaru prywatnego miał też wymiar publiczny. Mało tego, jak mniemam, wymiar publiczny był w tym przypadku dominujący.
Powszechne są historie znanych osób, które jechały do Afryki i w świetle fleszy rozdawały jedzenie i wodę głodującym dzieciom. Czy robiły to dlatego, że uważały, iż ich osobisty, indywidualny czym będzie miał jakiś wpływ na ogromną masę głodujących dzieci? Czy zrobiły to dlatego, że chciały dostarczyć mediom świeżej porcji atrakcyjnych zdjęć, które media mogłyby potem wykorzystywać w celu promocji danej osoby? Myślę, że mogło tak być w kilku przypadkach. W większości przypadków jednakże osoby takie zrobiły to, gdyż 1) chciały zwrócić uwagę na istnienie problemu; 2) chciały pokazać naocznie, że tego typu szlachetne gesty są możliwe, oraz 3) chciały w ten sposób namawiać inne osoby do pójście w ich ślady.
Ja gest Janusza Palikota interpretuję podobnie. Prywatny jego wymiar (rozstanie się pojedynczej osoby ze związkiem wyznaniowym) traktuję jako drugorzędny. Rzeczą podstawową jest to, że J. Palikot swym gestem zwrócił uwagę na negatywne procesy, które zachodzą w polskim Kościele katolickim, pokazał osobom niezadowolonym z takiego stanu rzeczy drogę, którą powinni podążyć, zwrócił uwagę na uciążliwość kościelnej procedury apostazji. Janusz Palikot dokonał odważnego gestu, który należy docenić za próbę odczarowanie lęku przed Kościołem katolickim. Lęku, który jest nam wszczepiany już od dziecka i który jest jak się wydaje podstawą "biznes planu" Kościoła.
Kilka komentarzy z internetu:
APOSTAZJA PALIKOTA – gest teatralny i trochę kabotyński, ale w sumie potrzebny, bo naruszający nietykalność Kościoła instytucjonalnego. Nic to, oczywiście, nie zmieni, ale kropla drąży skałę. Laicyzacja postępuje, dojdzie do tego, że kandydat na premiera nie będzie w ostatniej chwili przed wyborami brał ślubu kościelnego ze swoją żoną od lat. Może nawet kiedyś w pałacu prezydenckim zamieszka para, która sobie żyje na kocią łapę.
Najnowsza krakowska akcja Palikota nie zasługuje jednak na całkowite odrzucenie. Pod warunkiem, że odetniemy tandetną otoczkę i sprowadzimy rzecz do publicznego aktu wystąpienia z Kościoła rzymskokatolickiego. Słowem, zróbcie coming out, że już nie jesteście katolikami. Przyznajmy, że choć to był show, to jednak przekaz był w tym sensie poważny i nieobraźliwy. Nie musicie być w Kościele, jeśli nie chcecie, pokażcie to innym, którzy może też mają dość, ale się jeszcze wahają, co na to inni powiedzą i czy im ten akt apostazji nie zaszkodzi w dalszej karierze.
Zdaniem prof. Bartosia Janusz Palikot "jest happenerem, ale nie robi zasadniczo rzeczy bulwersujących i skandalicznych". - Gdyby chcieć być surowym dla prof. Nałęcza, to on przejawia - w tej wypowiedzi - pewien rodzaj myśli autorytarnej. Nikt nie może się wychylić, Palikot nie może ogłosić tego, co uważa, bo to zabija spokój społeczny. Ale zawsze to, co szokujące, inne i odmienne zabija spokój społeczny. Ale w państwie demokratycznym chronimy tę wartość, żeby jednostka miała prawo podejmowania działań, które uważa za słuszne. Kształtowania swojego życia wedle własnego pomysłu, a nie według pomysłu tych, którzy lepiej wiedzą, czyli władzy - stwierdził teolog.
Według Tadeusza Bartosia "autorytarna mentalność" prowadzi do tego, że "jakikolwiek eksces odbierany jest jako coś, co niszczy spokój społeczny". Gość TOK FM nie ma wątpliwości, że "heretyk ma prawo być heretykiem, a Palikot może być apostatą". - Każdy ma prawo robić, co uważa. A prof. Nałęcz może być np. kalwinem czy świadkiem Jehowy. Jego prawo. Trzeba występować przeciwko autorytarnej mentalności Polaków - apelował prof. Bartoś.
Człowiek rodzi się wolny, będąc świadomym, sam dokonuje wyboru, jakimi zasadami będzie kierował się w życiu i jaką wiarę będzie wyznawał. Kościół mentalnie jeszcze tkwi w okresie feudalizmu, gdzie chłop był własnością pana. Sytuacja nie uległa zmianie do dnia dzisiejszego. Poprzez chrzest, człowiek staje takim feudalnym chłopem, stając się jednocześnie własnością pana czyli Kościoła, zostając zmuszonym do bycia dożywotnio katolikiem. Przyjęcie aktu chrztu powinno być wynikiem świadomego i nieprzymuszonego wyboru, jednak Kościół nie szanuje prawa do wolności wyboru. J.Palikot dokonał czegoś, co można uznać za akt odwagi, bo jak sam stwierdził – „Ja jestem obywatelem i Konstytucja mi gwarantuje, że nie mogę być zmuszany do bycia w jakimś kościele”. Ma całkowitą rację J.Palikot, bo Konstytucja GWARANTUJE wolność sumienia i wyznania.
Palikot został skrytykowany. Przez niemal wszystkich. Zwłaszcza przez tych, którym w naciskaniu przycisków pod dyktando musi pomagać bóg, bo inaczej się mylą. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że najgorliwiej potępiają go ci, którzy nie mają odwagi sami wykonać żadnego aktu. I ci, którzy mając do wyboru dobro własnych dzieci i dobro kapłana wybierają dobro kapłana. Pobłażliwość dla duchownych jest równie nieskończona i bezwarunkowa jak miłość do stworzeń niewidzialnych, acz uskrzydlonych. Co ciekawe za jedno i to samo przewinienie parafianie potrafią zlinczować sprawcę lub poszkodowanego, w zależności od tego czy sprawcą jest ksiądz, czy cywil.
Sakramentowi chrztu świetego poddawane są niemowleta, które jeszcze nie kontrolują nawet podstawowych czynnosci fizjologicznych i w czasie tej świetej ceremoni są w stanie zrobic siusiu lub jeszcze gorzej. Nikt ich nie pyta czy są w stanie łaski i posiadają wiarę. Potem dorastają i cześć ich z powodzeniem odnajduje się w świecie wiary i społeczności kościelnej, a część budzi się z ręką nocniku. Nie odnajdują u siebie żadnej wiary, nie wierzą w świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie oraz żywot wieczny AMEN. Po co tych ludzi trzymać w kościele i odmawiać im prawa do wystąpienia. Jeżeli pan Palikot uznał, że nie ma powodu należeć do kościoła to jego świetym prawem jest apostazje i nic nikomu do tego.
Akt apostazji, jakiego dokonał w sobotę Palikot spowodował histerię polityków katoprawicy, kleru i ich świeckich pomagierów. No bo jak to, odejść, ot tak sobie, z szeregów owieczek Kościoła katolickiego, wyrazić swoją WOLNĄ WOLĘ, podjąć ŚWIADOMĄ decyzję, nie zastanawiać się, co powie tata, mama, sąsiedzi, politycy etc. W polskim, zaściankowym grajdole to duża sztuka, by odważyć się na taki krok. Tak, odważyć się, bo „prawdziwi Polacy”, katolicy, niejednokrotnie pokazali, jak potrafią dać się we znaki ateistom, innowiercom czy apostatom. Do nich w ogóle nie dociera, że apostata może być wierzącym, choć poza strukturami Kościoła. Nie jest ważne- jak wmawiają kłamliwie księża- przynależność do wspólnoty Kościoła katolickiego, lecz to, jakim się jest człowiekiem. Tego kler nie powie na lekcjach religii, nie powie na ambonie, nie powie w twarz Paetzowi, Rydzykowi.
Uważam, że Palikot to nie jest głupi facet i nie robi niczego bez głębszego przemyślenia.Dlatego nie zgodzę się,że jego apostazja to pozerka. Pozerstwo to pozorowanie określonej wiedzy, a tę Palikot posiada i to, co robi jest owej wiedzy konsekwencją. Owszem jest w jego działaniu rodzaj performance, które nadaje jego wystąpieniom "skandalicznej" ekspresji. To coś na kształt zmagań sufrżystek palących staniki i gorsety, czy pacyfistów palących wojskowe książeczki. Wiadomo, że nie o bieliznę i dokumenty wówczas szło, ale o równouprawnienie i zakończenie wojny w Wietnamie. Również Palikotowi chodziło o coś więcej niż o seks gdy pojawiał się publicznie z silikonowym penisem, a teraz ( jak mniemam) chodzi mu też o coś więcej niż o sam akt apostazji i powtórkę z Lutra.
Ta groteska jednak nie powinna uspokajać polskiego Kościoła. Dlaczego? Bo same pojawiające się tu i ówdzie wezwania do aktów apostazji są jednak dowodem, że coś się kończy. Coś zmienia się na niekorzyść. Że postępuje poważny proces laicyzacji. I że groteskowe wybryki Palikota, w których on sam chyba już się pogubił, nie powinny nas wszystkich uśpić.
Udany happening ma zbulwersować, wywołać oddźwięk, wzbudzić powszechne zainteresowanie. Ta miara mierzony happening Janusza Palikot na pewno był sukcesem. Wpisów w S24 było co najmniej kilkanaście, komentarzy zapewne grubo ponad tysiąc, wypowiadali się komentatorzy, politycy i człowiek z ulicy. Znalazł się na czołówkach portali internetowych, w dziennikach telewizyjnych, być może był tematem rozmów prywatnych. W S24 dało się zaobserwować dwa typy reakcji - ośmieszające bagatelizowanie i potępienie. Skoro jednak czyn Palikota był bez znaczenia, to skąd tylu komentatorów zdecydowało się poświecić kilka słonecznych wiosennych wolnych godzin na te konstatacje miast zająć się sprawami godniejszymi uwagi.
Potępiając zaś wyrażali chrześcijańska miłość bliźniego nadzieją, że Palikot zażegł dla siebie palenisko w piekle, do którego niechybnie trafi. Wreszcie Tomasz Terlikowski wzywał Palikota do powrotu na łono kościoła obiecując, po odpowiedniej pokucie, przebaczenie grzechu.
Ponoć apostazja Janusza Palikota nie ma mocy obowiązującej wedle prawa kanonicznego. Aby nabrała mocy delikwent musi poddać się średniowiecznej upokarzającej procedurze. Być może z tego powodu większość Polaków dokonuje, o ile nieformalnej, to faktycznej apostazji przez zaniechanie. Stąd statystyki mówią z jednej strony, że co prawda bez mała 90% Polaków jest ochrzczonych, ale tylko 40% bierze odział w obrzędach religijnych. Stad też zapewne opór Kościoła przez wprowadzeniem jakiejś formy opodatkowania, bo dobrowolne wpływy od wiernych oznaczałyby ekonomiczna zadyszkę instytucji.
Palikot przejmując inicjatywę i nie zgadzając się na uczestnictwo w czarnej mszy dla apostaty wyniósł na światło dzienne nie pasujące do współczesnego świata traktowanie ludzi z tych czy innych względów nie widzących dla siebie miejsca w Kościele i nie chcących poddawać się upokarzaniu przez tę instytucje. Być może ośmielił tez do dokonania wyjścia z cienia osoby, które pod naciskiem opinii lokalnej nie potrafiły się na to zdobyć i oddramatyzował ten wybór. To chyba dobrze?
Nie mamy w Polsce dziewięćdziesięciu paru procent katolików. Tak jak nigdy nie mieliśmy paru milionów komunistów. Ale jesteśmy jako społeczeństwo bardzo w ten katolicyzm "uwikłani". Bo ślub, bo chrzciny, bo dziecko na religii w szkole, bo pogrzeb musi być z księdzem, bo sąsiedzi patrzą. Strasznie trudno jeszcze dziś stanąć naprzeciw tym wszystkim rytuałom, tradycjom, zwyczajom. I powiedzieć - basta. Konformizm zawsze pozostanie najwygodniejszy. I pozwala zapalić panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. A otwarta deklaracja poglądów wymaga odwagi!
Ale bariera strachu będzie się obniżać. Bo to dopiero nieśmiałe początki. Początki układania sobie relacji z Kościołem dla tych wszystkich, których od dawna w tym Kościele faktycznie nie ma. Osoby homoseksualne pamiętają jakim niewyobrażalnym aktem desperacji był kiedyś "coming-out". Prawie jak dziś apostazja. Jest więc problem apostazji, czy go nie ma? Mówienie o apostazji nie jest wypowiedzeniem wojny Kościołowi katolickiemu. To dyskusja o wolności człowieka, o jego tożsamości i o wzajemnej tolerancji.
{jcomments off}