Apostazja.info na Facebook'u

Gość Niedzielny (2012-06-09) publikuje list abp. Wacława Depo skierowany do wiernych archidiecezji częstochowskiej . Znalazło się w nim odniesienie do Tygodnia Apostazji.

Abp Depo odniósł się również krytycznie do tzw. „tygodnia apostazji”. - Tam, gdzie jednak nie ma miejsca dla Boga, tam jest śmierć. Tam, gdzie nie ma miejsca dla Chrystusa, tam nie ma życia. Jest zatem jakimś absurdem wymyślanie w naszym kraju „tygodnia apostazji” i wywieszania takich czy innych deklaracji, że jest się poza Kościołem. Może ci, którzy tak czynią, nigdy żywym Kościołem nie byli, więc po co robić spektakl? – pytał hierarcha.

/ Cytat za artykułem "Apostazja - po co ten spektakl?" /

Usłużnie odpowiadamy Jego Ekscelencji (nie odnosząc się jednak do kwestii śmierci, życia i Boga - jeśli duchowny chce się czegoś dowiedzieć na ten temat polecam wortal Racjonalista.pl). Nie byłoby potrzeby robić "spektaklu" gdyby w Polsce odejście z Kościoła nie było systematycznie utrudniane przez księży. Nie dość, że opublikowana przez Episkopat instrukcja zawiera nadmierne restrykcje (np. obowiązek świadków, dwukrotnej wizyty na plebanii) to jeszcze proboszczowie bardzo często nie stosują się do niej utrudniając apostacie wykonania tego świadomego aktu woli. Dopóki taka sytuacja będzie miała miejsce, dopóty będzie arcybiskup słyszał o takich "spektaklach". Miejmy nadzieję, że państwo polskie zajmie się tym tematem i po wprowadzeniu odpowiednich przepisów w prawie będziemy mogli zapomnieć o sławetnej "instrukcji Episkopatu".

A skoro już jesteśmy przy Gościu Niedzielnym to warto też przeczytać artykuł Franciszka Kucharczaka "Niech odstępca odejdzie" (2012-05-23). Jest to bardzo typowa opinia publicysty katolickiego, który nie może się zdecydować czy apostatę należy potępić czy pochwalić za odejście z Kościoła. Bo z jednej strony apostazja to grzech i "afiszowanie się" ze swoimi poglądami, a z drugiej strony apostazja jest dobra bo pozwala oczyścić Kościół z plew.

Aż chce się apostacie zrobić to co zrobił stary Domin w "Konopielce", czyli wstać, zdjąć czapkę i spytać: "Czy my tu so ganione, czy chwalone?"

Oczywiście, że jego też Bóg chce ocalić, oczywiście, że on jest jak syn marnotrawny. Ale Ojciec nie zatrzymywał syna. Choć nad tym bolał, pozwolił mu odejść. Syn zrozumiał co się stało dopiero wtedy, gdy obudził się z gębą w korycie.

My jednak cackamy się z „synami marnotrawnymi” i pozwalamy im łajdaczyć się w ojcowskim domu, tłumacząc, że to nie takie proste odejść.

Niech odejdą, bo faktycznie już dawno odeszli. Niech nie robią łaski. Niech sobie nie wyobrażają, że można być tu i tam, że można służyć Bogu i mamonie, że można zdradzić i być wiernym. Niech skosztują, co znaczy żyć z dala od Boga. Dla swojego dobra. Dla dobra Kościoła.