Apostazja.info na Facebook'u

Jak się okazuje, czasem nie trzeba wiele czasu i starań aby dokonać apostazji. Nasz czytelnik Marek poświecił na to 90 minut w ciągu jednego dnia i jest bardzo zadowolony z efektu, czyli formalnej apostazji. Polecamy lekturę ku pokrzepieniu serc.

Myślałem, że będzie więcej trudności z apostazją, ale poszło w miarę gładko. Decyzję o tym, że dokonam apostazji podjąłem już dość dawno, ale jakoś nie było mi po drodze, żeby iść gadać z czarnymi ;p Przyszły ferie zimowe, trochę wolnego czasu więc postanowiłem to w końcu załatwić. Na stronie www parafii zamieszkania sprawdziłem kiedy otwarta jest kancelaria parafialna oraz przyjrzałem się zdjęciu proboszcza, żeby go łatwiej znaleźć. Za często to oni tam otwarte nie mają (tylko w poniedziałek i piątek od 8-10 i potem 16-17) poszedłem rano.

W kancelarii pustka, tylko proboszcz siedział za biurkiem. Rzuciłem dzień dobry i podałem kartkę z wnioskiem. Proboszczowi podczas czytania powoli schodził uśmiech z twarzy. Powiedział, że on nic nie może z tym zrobić, odparłem, że z tego co wiem w celu dokonania apostazji trzeba się z wnioskiem udać do proboszcza parafii zamieszkania - skrzywił się. Wstał otworzył jedną z szuflad w szafie podobnej do tych z IPN, pogrzebał i wyciągnął moją kartotekę, dokonał wpisu załączył jedną z przyniesionych przeze mnie kopii aktu apostazji i schował do szuflady, powiedział też, że jeśli chce wpisu do księgi chrztu muszę iść do parafii chrztu. Skoro zacząłem to skończę, wsiadłem w autobus i pojechałem na drugi koniec miasta.

Zakręciłem się wokoło kościoła i niestety nie znalazłem żadnych oznakowanych drzwi kancelarii. Podszedłem do jednej staruszki, zapytałem i uzyskałem dokładne info, że kancelaria jest 100m od Kościoła. Poszedłem tam, proboszcza nie było. Starsza Pani z kancelarii po przeczytaniu mojego wniosku zaczęła lamentować, że ja młody człowiek zmarnuje sobie życie. Powiedziała, że nie może tego przyjąć i szybko zaprowadziła mnie pod domofon do jakichś mieszkań. Pod jednym z przycisków dumne "ks. proboszcz" zadzwoniłem, mówię, że muszę się spotkać z proboszczem, na dociekliwe pytanie po co? - odparłem apostazja.

Drzwi się otwarły. Wchodzę, otwiera się mieszkanie. -Witam -Witam, ręka, -zapraszam do środka. Przeczytał wniosek. Zaczął pouczać, że wykreślić nie może, że jedynie zaznaczyć w księdze chrztów, że odstępuje z kościoła itd. odparłem, że mi to wystarczy w zupełności. Zadzwonił i poprosił o znalezienie mnie w księdze chrztów i czekając na odpowiedz zaczął mi tłumaczyć, że na zawsze pozostanę chrześcijaninem i że na pewno wrócę do wiary itd. pytał o rodziców czy są wierzący, czy wiedzą i jak to przyjęli. Nie elegancko stwierdził, że jestem młody i niedojrzały i będę żałował tej nie przemyślanej decyzji. Przerwałem mu i upomniałem, że nie ma prawa kwestionować mojej decyzji i nie ma podstaw by oceniać dojrzałość moją i mojej decyzji.

Powiedział jeszcze, że pomimo tego wpisu gdyby coś mi się stało i rodzina prosiła o pogrzeb katolicki i tak mi go udzielą i tak. Oznajmiłem, że rodziną to ja już się na starość zajmę i nikomu nic takiego do głowy nie przyjdzie. Zaczął podpisywać jedną kopie dla mnie, że dokonano wpisu w księdze chrztu walnął pieczątkę i coś tam jeszcze pod nosem mruczał, że marnuje czas na pisanie wniosków itp Poszliśmy do jakiegoś pomieszczenia tam pani na biurku miała już otwartą księgę chrztów na mojej osobie, proboszcz wpisał przy mnie, że wystąpiłem z kościoła, data podpis. I koniec. Całość zajęła mi łącznie z podróżą po mieście jakieś 1,5godziny.

Sprawa załatwiona, załączam podpisany skan aktu apostazji do pooglądania. Jak widać, żadni świadkowie nie byli potrzebni, nikt nawet o nich nie wspomniał. Wzór wniosku pobrałem z tej strony i trochę przerobiłem. Zachęcam niezdecydowanych, po wszystkim czuć dużą ulgę i satysfakcję.

Marek