Poniżej fragment wywiadu z Krzysztofem Pieczyńskim w Tygodniku Przegląd, znanym aktorem, ale także poetą i pisarzem. Aktor przedstawia swój krytyczny stosunek do Kościoła katolickiego oraz swe perypetie związane z opuszczeniem tej instytucji. Zachęcam do przeczytania całego wywiadu.
- (...) byłem katolikiem z powodu chrztu w okresie niemowlęctwa. A Kościół upokarza nawet wtedy, kiedy człowiek chce się z niego wypisać. Musi przyprowadzić ze sobą świadków, bo sam nie wystarczy.
A pan próbował się wypisać?
– Ja się wypisałem i musiałem przyprowadzić dwóch świadków, ponieważ nie mogłem zdecydować o sobie samym. Miałem duże kłopoty z uzyskaniem z miejsca mojego chrztu wszystkich papierów potrzebnych do apostazji. To jest ta pogarda Kościoła.
Dawno to było?
– Niedawno.
Trudno było panu znaleźć takich świadków?
– A skąd.
I poczuł pan coś?
– Nic nie poczułem. To wypisanie było spowodowane arogancją, która płynie z Kościoła. Gdyby ludzie Kościoła uznali, że ja, człowiek dorosły, mówię, że nie jestem katolikiem, i to wystarczy, zaakceptowałbym to. Ale oni tego nie akceptują i uważają, że jestem ich własnością. Dlatego dokonałem tego formalnie, żeby zakończyć proceder wtrącania się katolików do mojego życia.
Nie każdy ma odwagę wypisać się z Kościoła, ponieważ społeczność, zwłaszcza niewielka, naznacza takich „odszczepieńców”, wyrzuca poza obręb.
– Nie trzeba do tego odwagi. Do tego potrzeba sumienia. Jeżeli uznamy 2 mld katolików za ciało Chrystusa, to Kościół to ciało codziennie krzyżuje, znieważa, wyśmiewa, gwałci ludzi. Wpisał w człowieka swoją matrycę niewoli, niskiego poczucia własnej wartości, matrycę życia w grzechu. Ma doskonały bat, bo tylko on może człowieka zbawić. Kościół stanął między człowiekiem a nim samym. Zablokował dostęp do głębszej świadomości.