"Dlaczego NIEKTÓRYCH apostatów tak drażnią księgi kościelne?" pyta ksiądz J. Prusak w artykule "Urojone problemy apostatów" na portalu Deon.pl. Wyróżniłem w tym cytacie słowo "niektórych", bo w przeciwieństwie to tego zdania w całym artykule ksiądz zdaje się pisać o apostatach jak o jednorodnej grupie osób, która chce całkowitego wymazania wszelkich śladów po sobie z ksiąg parafialnych. Jest to niestety przykład opinii wyrażonej o całej grupie na podstawie jej "ekstremalnego marginesu".
Są w Polsce osoby, które chcą wystąpić z Kościoła, chcą zrobić to z hukiem i chcą aby po wszystkim wszelkie dane osobowe ich dotyczące zostały całkowicie usunięte z ksiąg kościelnych. Jest to jednakże wąska grupa osób i ich nierozsądne żądania obce są większości polskich apostatów. Tak jak osoby skupione wokół księdza Natanka nie mogą służyć za typowych reprezentantów polskich katolików, tak opisani wcześniej "radykalni apostaci" nie są typowymi polskimi apostatami.
Większość osób chcących opuścić szeregi członków kościoła doskonale rozumie i przyjmuje argument podany przez księdza, iż "apostazja nie jest możliwa bez wcześniejszego "wstąpienia do Kościoła" - bez chrztu i informacji o tym, że miał on miejsce". Bez informacji o wstąpieniu do Kościoła, informacja o wystąpieniu nie ma sensu. Poza tym polskie prawo o ochronie danych osobowych daje kościołom uprawnienia do przetwarzania informacji o udzielonych sakramentach czy to aktualnym czy byłym członkom danego kościoła. Apostaci w większości aprobują taki stan rzeczy.
Czegóż więc chcą Ci apostaci? Ano chcą oni dwóch prostych rzeczy:
1. Chcą aby Kościół przestał traktować ich jako swoich członków. Chcą aby w statystykach przesyłanych przez Kościół co roku do GUS-u (pozycja: liczba wiernych) nie byli oni uwzględniani. Chcą w ten sposób odciąć się od opinii i postulatów politycznych wyrażanych przez duchownych "w imieniu 95% Polaków-Katolików".
2. Chcą aby Kościół usunął ze swych archiwów ich dane osobowe niezwiązane z pełnioną posługą (sakramenty) - chodzi o dane o stanie zdrowia, stanie majątkowym itd.
Każdy chyba przyzna, że nie są to wygórowane żądania i ich spełnienie nie powinno być problemem. A jednak problem jest... Głównymi przyczynami tego stanu rzeczy jest doktryna Kościoła i luka w polskim prawie cywilnym, które nie zajmuje się tą problematyką. Przyjrzyjmy się najpierw doktrynie Kościoła. Ksiądz Prusak pisze tak:
Nie rozumiem jednak dlaczego niektórzy apostaci oskarżają Kościół o odbieranie im prawa do decydowania o własnym życiu. Akt apostazji dokonany publicznie, według wytycznych Kościoła, ma skutki prawne - zmienia czyjąś dotychczasową tożsamość religijną. Taka osoba staje się "wolna" - nie podlega już żadnym zobowiązaniom w stosunku do instytucji religijnej, od której się odcina.
Ksiądz Prusak troszkę się tu zagalopował pisząc, że osoba po formalnej apostazji "nie podlega już żadnym zobowiązaniom" w stosunku do Kościoła. Otóż zgodnie z doktryną katolicką jest inaczej o czym można się przekonać czytając opinie kanonistów (link 1, link 2).
Nawet jeśli starania duszpasterza nie będą owocne, apostazja zostanie dokonana i w księdze chrztu pojawi się wzmianka o wystąpieniu z Kościoła formalnym aktem danej osoby – nie przestanie ona być katolikiem. Wynika to z dogmatycznego pryncypium nieutracalności łaski chrztu – kto raz został wszczepiony w Chrystusa, jest złączony z Nim na zawsze i nie zmieni tego żaden formalnie dokonany akt. „Semel catholicus, semper catholicus”: kto raz stał się katolikiem, ten będzie nim na zawsze – ta zasada nigdy nie przestała w Kościele obowiązywać.
Oznacza to również, że nawet formalny apostata podlega wciąż prawu kanonicznemu. Z powodu skomplikowania doktryny katolickiej trudno jest nawet precyzyjnie określić zasady przynależności do Kościoła. Pisałem o tym tutaj:
Kościół sam siebie nie traktuje jak zwykłej organizacji więc nie potrafi się wpasować we współczesne realia prawa świeckiego. Nie traktuje członków Kościoła jak członków zwykłej organizacji tylko jak ludzi, którzy "przez chrzest wszczepieni w Chrystusa, zostali ukonstytuowani Ludem Bożym". Także kwestie wstępowania i występowania z Kościoła opisywane są specyficznym, teologicznym językiem, który nijak nie przystaje do współczesnego języka prawnego. Gdy więc pytamy o kwestię przynależności do Kościoła czy o występowanie z tej wspólnoty religijnej to Kościół ma problem z odpowiedzią, gdyż nie są to sformułowania, którymi ta organizacja się posługuje. Te sformułowania nie istnieją w jego języku.
Jeśli chodzi o uwarunkowania prawa świeckiego to należy pamiętać, że jedną z ważnych zasad polskiego prawa jest bezstronność w sprawach przekonań religijnych. Polski system prawny nie czyni rozróżnienia pomiędzy ludźmi wierzącymi (tych czy innych wyznań) i niewierzącymi - traktuje te osoby w identyczny sposób. Skoro więc nie traktuje się tych osób inaczej nie ma potrzeby odnoszenia się do kwestii wyznania w prawie cywilnym. Z tego samego powodu nie ma też w Polskim prawie wzmianek o brunetach i blondynach (po co o nich pisać jeśli obie grupy obowiązują te same prawa i przywileje). Nie ma (na szczęście) w Polskim prawie przepisów, które nakazywały by inne traktowanie wyznawców jednej wiary, a inne wyznawców drugiej wiary (lub bezwyznaniowców). Jedynym wyjątkiem jest Ustawa o ochronie danych osobowych, która m.in. precyzuje czyje dane osobowe mogą być przetwarzane przez związek wyznaniowy.
O ile jest czymś naturalnym, że to związek wyznaniowy ustala kogo i na jakich zasadach przyjmuje w szeregi swych członków, to pozostawienie takiej dowolności w kwestii opuszczania tego związku może prowadzić (i prowadzi) do nadużyć. Większość kościołów i związków wyznaniowych działających w Polsce przy rejestracji w Ministerstwie Administracji (dawniej w MSW) ma obowiązek złożyć status, a w nim musi się znaleźć opis sposobu występowania z danego kościoła ("Ustawa o gwarancjach wolności sumienia i wyznania" Art.32). Tak się jednak składa, że Kościół rzymskokatolicki jest zwolniony z tego obowiązku bo działa na podstawie odrębnej ustawy i konkordatu. A w nich nie ma nic o tym jak się z tego Kościoła występuje...
{jcomments off}